sobota, 6 kwietnia 2013

Prolog: "parzący stopy mech"



    Rune Larsen szczególnie źle znosił dramatyzm włoskiego upału. Żadnego podmuchu, który miałby szansę swą rześką strukturą musnąć stęskniony chłodu policzek. Trzydzieści sześć kresek i woda w butelce na trzy drobne lub jeden solidny łyk. Nędzne laski wokół, a słońce w natarciu. Mech palił stopy przez wybrzuszenia podeszwy. Petter Lier odmiennie traktował urok słońca i rozlanego żaru. Rune w buncie przybrał pochmurny wyraz twarzy, był tym wszystkim skrajnie zmęczony. Petter obie dłonie wyciągnął ku niemu, zarzucił na szyję i ciepłym pocałunkiem z typowym sobie raptownym gestem, otarł wargi mężczyzny. Niteczka srebrzystej śliny łącząca ich i bruzdki znikające z czoła. 


*  
Zostawiajcie adresy waszych blogów. Chętnie poczytam.